Międzynarodowa konferencja naukowa pod patronatem branżowym Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej
Trzeba na coś postawić, co region wyróżni

Kolejną, czwartą konferencję z cyklu „Rola turystyki w gospodarce regionu” z tematem wiodącym konferencji „Produkt turystyczny regionu. Teoria i praktyka” zorganizowano 23-24 maja w Dolinie Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej, bo to jeden z najlepiej sprzedających się produktów turystycznych Dolnego Śląska. Patronat branżowy nad obradami objęła Dolnośląska Organizacja Turystyczna.
Naukowcy (w większości profesorowie zwyczajni) zjechali licznie nie tylko z Polski, ale i z Węgier, Ukrainy, Chorwacji i Rosji. Pod lupę wzięto głównie produkty turystyczne Dolnego Śląska. Jak się szybko okazało, była to decyzja słuszna z wielu względów. Po pierwsze, produkty te były dosłownie pod ręką, więc naukowe tezy można było zweryfikować od razu. Po drugie, wiele z tych produktów ma zasięg ponadregionalny, choć działają lokalnie.
- Do tej grupy zaliczyć można choćby Western City w Ściegnach koło Karpacza i Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach - mówi prof. Aleksander Panasiuk z Uniwersytetu Szczecińskiego. Oba wymienione produkty turystyczne staną się wkrótce tematem doktoratu Aleksandry Główczyńskiej z Politechniki Wrocławskiej, jednej z uczestniczek sympozjum.
Osoby odpowiedzialne za promocję Dolnego Śląska są w nie lada kłopocie, bo to region bogaty w zabytki, ma góry, jeziora, zapory, atrakcje natury. Wrocław słynie z życia nocnego, ale inne miasta i wsie uważają, że sroce spod ogona nie wypadły i też chcą, żeby je dojrzeć. Jednak na przykład w spocie reklamowym wszystkiego spakować się nie da, trzeba na coś postawić, co region wyróżni i dzięki temu zostanie w świadomości widza.
- W zakresie atrakcji przyrodniczych mamy w świecie dużą konkurencję, za to wyróżnia Dolny Śląsk wielonarodowe dziedzictwo kulturowe, co wynika z jego skomplikowanej historii - mówi prof. Jerzy Wyrzykowski, kierownik Katedry Turystyki i Rekreacji Wyższej Szkoły Handlowej we Wrocławiu. - Trwałe ślady zostawili tu Polacy, Czesi, Niemcy, a nawet Węgrzy i Austriacy. To w przestrzeni publicznej widać w bardzo wielu miejscach. Żeby daleko nie szukać - w Kotlinie Jeleniogórskiej miała rezydencje szlachta niemiecka i polska, obok zbudowali domy uciekinierzy religijni z Tyrolu, do pobliskiego Karpacza przeniesiono kościół Wang z Norwegii i jest to jedyna budowla tego typu poza Skandynawią, a po sąsiedzku - w Bukowcu i na Wysokiej Łące - filmowcy mają plenery, jak w Szwajcarii, bo sanatorium i szpital z ich architekturą się do tego idealnie nadają.
Niestety, są rejony Dolnego Śląska, gdzie bogactwo regionu się marnuje. Tak jest choćby w okolicach Złotoryi. Nikt nie wpadł na pomysł, żeby w jednym ze wspaniałych domów szachulcowych zrobić regionalna karczmę. Panuje przekonanie, że tego pomysłu nie uda się zrealizować, bo w poprzek stanie Sanepid. Tymczasem w Czechach restauracje w chałupach działają i mają się dobrze. Co więcej, prowadza się tam turystów z Polski, bo takie miejsca to dla nas egzotyka, więc dobrze sprzedają się w ofercie.
- Wiele zależy od lokalnej władzy - mówi prof. Wyrzykowski. - Dlatego należy szkolić liderów i w tym jest misja edukacji.
W rankingach turystycznych pnie się ostatnio zdecydowanie turystyka uzdrowiskowa. Z prostego powodu. Europa, w tym, niestety, Polska, starzeje się i to w szybkim tempie. Dolny Śląsk jest bardzo zasobny z uzdrowiska, które coraz śmielej kierują ofertę nie tylko w stronę kuracjuszy, ale i biznesu. Są to także pobyty krótkie, weekendowe, obliczone m.in. dla gości z Niemiec południowo-wschodnich, którzy w ciągu jednego dnia mogą dotrzeć choćby do Świeradowa-Zdroju lub Cieplic-Zdroju. Rozwijać się będą też turystyka tranzytowa i biznesowa. Hotelarze, właściciele pensjonatów i ośrodków wypoczynkowych muszą pogodzić się z faktem, że czasy dwutygodniowych turnusów odeszły w przeszłość. Coraz większym problemem ich potencjalnych klientów nie jest brak pieniędzy, ale brak czasu.
Marek Perzyński