Rząd uwolni rynek w zakresie usług przewodnickich i pilotów wycieczek
Rewolucja w polskiej branży turystycznej

Przewodnik miejski, terenowy i pilot wycieczek - te zawody zostały poddane deregulacji. Nie trzeba będzie więc specjalnych uprawnień potwierdzonych egzaminem państwowym, żeby takie zajęcie wykonywać. Jest jeden wyjątek: licencję utrzymano dla przewodników górskich - zakłada znowelizowana ustawa o usługach turystycznych, która wchodzi w życie 1 stycznia 2014 r. Dolnośląska Organizacja Turystyczna już na tę zmianę zareagowała.
Dyrektor biura zarządu DOT Rajmund Papiernik proponuje, aby powołać branżową komisję, która będzie wydawać certyfikaty dobrej jakości przewodnikom miejskim, terenowym i pilotom wycieczek. Z pewnością wiele firm będzie chciało bowiem jednak potwierdzić dokumentem kwalifikacje osoby, która oferuje tego typu usługi. Co za tym idzie, warto i trzeba organizować kursy szkoleniowe.
- Ale według innego programu niż dotąd organizowane - zastrzega dyr. Papiernik. - Były drogie, przeładowane materiałem i brakowało im często odniesienia do praktyki. Jesteśmy instytucją non profit, więc choćby dlatego na kursach nie będziemy zarabiać. Byłby to tylko zwrot kosztów ze strony uczestników. Certyfikat miałby znak dobrej jakości, co gwarantowałby patronat marszałka województwa - o ten zamierzamy wystąpić. System szkoleń i certyfikacji trzeba więc opracować na nowo. Ale, powtarzam, to tylko propozycja.
DOT nie zamierza samemu się tym zajmować. Powoła komisję branżową, która przygotuje program kursu. Zaproszone zostaną firmy i instytucje, które kursy dotąd organizowały lub są zainteresowane podnoszeniem kwalifikacji osób świadczących usługi w turystyce - m.in. Dolnośląska Izba Turystyki, Spółdzielnia „Oświata” i Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze.
Dotąd było tak: kończyło się kurs, stawało się przed komisją egzaminacyjną powołaną przez urząd marszałkowski i otrzymywało książeczkę przewodnika, jeśli egzamin poszedł pomyślnie. Kurs był długi - nawet całoroczny. I sporo kosztował - zwykle kilka tysięcy złotych.
Od dawna mówi się o uwolnieniu niektórych zawodów. Spadnie cena usług, jeśli przestaną krępować je korporacyjne kleszcze - argumentują zwolennicy deregulacji. Dyrektor Papiernik nie obawia się, że uwolnienie rynku w zakresie usług przewodnickich i pilotów wycieczek wpłynie ujemnie na zaniżenie ich poziomu. Argumentuje, że rynek negatywnie zweryfikuje osoby nieodpowiednie; wystarczy kilka skarg turystów, żeby skreślić je z listy świadczeniodawców w hotelach, biurach turystycznych czy punktach informacji turystycznej. Wieści szybko się rozchodzą, dogadywanie się w branży turystycznej to rzecz powszechnie przyjęta. To nie jest tak, że turysta weźmie pierwszego z brzegu przewodnika. Ponadto wiedza historyczna i krajoznawcza nie jest przypisana jedynie do grup, które wykonywały dotąd zawód przewodnika oraz pilota turystycznego. Taką wiedzę posiada sporo osób, ale wiele z nich kursu nie mogło odbyć. Z wielu powodów. Po pierwsze: bariera czasowa - kurs trwał długo. Po drugie: bariera finansowa - kurs sporo kosztował. Po trzecie - bariera psychologiczna. Ta ostatnia przeszkoda dotyczyła grupy mającej ogromną wiedzę potwierdzoną przez publikacje, m.in. książki krajoznawcze i przewodniki. Niezręcznie byłoby takim osobom uczęszczać na kurs i stawać przed komisją egzaminacyjną. Ponadto często ogromną wiedzę mają nauczyciele. Dotąd nie mogli jednak oprowadzać uczniów, co często znacznie zwiększało koszty wycieczek.
A co z muzeami i pokrewnymi placówkami? W nich nadal obowiązywać będzie ich regulamin, więc jeśli zakłada, że może oprowadzać po ich terenie np. kustosz danej placówki, to nadal tak będzie.
Marek Perzyński