Handel przenosi się do Internetu, ale targi turystyczne wciąż są organizowane. Czy mają sens?
Luty jest niedobry, lepszy kwiecień

Za nami IV edycja Międzynarodowych Targów Turystycznych we Wrocławiu (3-5 lutego). Zakładały, że Polacy zaczną podobnie jak na przykład uporządkowani Niemcy planować urlop już na początku roku. Plan był dobry, ale nie przewidziano, że w lutym ściśnie mróz, co odbiło się niekorzystnie na frekwencji.
Ponadto polska branża turystyczna budzi się z zimowego snu na dobre dopiero przed długim majowym weekendem. Targi wrócą więc najprawdopodobniej do terminu kwietniowego.
Nikt nie planuje zaś rezygnacji z targów, choć handel w dużej mierze przeniósł się do Internetu.
- Mieliśmy 60 Polaków na Sylwestra z okolic Wrocławia, po tym, gdy przedstawiliśmy ofertę na prezentacjach turystycznych jesienią w jednej z galerii handlowych w centrum Wrocławia, więc nie mogliśmy sobie odpuścić lutowych targów - powiedział nam jeden z marketingowców czeskiego uzdrowiska Jesenik Lazne.
Miasta, gminy, powiaty czy regiony traktują targi jako jeden z elementów budowania swej marki w oparciu o turystykę, ale mieliśmy ostatnio przykład, gdy targi dla ich organizatora są wartością… samą w sobie. Powiat jeleniogórski na stoisku targowym na ubiegłorocznych targach turystycznych w Poznaniu reklamował głównie targi TOURTEC w Jeleniej Górze, których jest organizatorem. W rzeczywistości jest to raczej ludyczny piknik dla ludności.
Wrocławskie targi pełnią swą rolę - handlową. Okazały się też katalizatorem, który zaczął topić ponadregionalne lody. Głównie między Dolnym Śląskiem a Wielkopolską. Trzeba było spotkania twarzą w twarz, żeby zrozumieć, iż do wielu interesujących miejsc w Wielkopolsce jest taka sama odległość z Wrocławia, jak np. z Wrocławia do Kudowy-Zdroju na Dolnym Śląsku. Dotąd w powszechnej świadomości Dolnoślązaków Wielkopolska właściwie nie istniała. Tak, jakby na granicach województw stały szlabany. Okazuje się, że stoją - mentalne.
Marek Perzyński