W sezonie letnim czas pomyśleć o zimie
Góral góralowi biznesmenem

Sylwester Pytel (rocznik 1972), wójt gminy Bukowina Tatrzańska, staje na stoku Kotelnicy w Białce Tatrzańskiej i patrzy zadowolony, jak cała Polska szusuje. Narciarze przyjeżdżają nawet z Zakopanego, darmowymi busami. Kotelnica to już uznana marka. Żyła złota. Inwestycja całej wsi. Miejsce, które zadaje kłam powiedzeniu, że Polak Polakowi wilkiem. I że się nie uda.
Spółka mieszkańców Białki Tatrzańskiej (obcych nie dopuścili), zarządzająca systemem wyciągów na Kotelnicy, zaczęła od wyciągu z demobilu, teraz budują kolejne. Karczma na dole, karczma na górze, z bali, budowane góralskim sposobem. Grzane wino, coś co jedzenia. W latach 2005/2006 wyciągi wwiozły na Kotelnicę 30 milionów ludzi - tyle odnotowały czytniki elektroniczne.
Spółki dla swojaków
Z turystycznego tortu, napatrzywszy się na sukces Kotelnicy, teraz chcą wykroić coś dla siebie dwie inne wsie w gminie Bukowina Tatrzańska: Czarna Góra i Jurgów. Też założyli spółki mieszkańców wsi (i też tylko dla swojaków). Szczególnie ciekawy, z historycznego punktu widzenia, jest Jurgów - to już nie teren Podhala, lecz Spisza, zaznaczają miejscowi. Wyciąg powstaje na terenie lasu, który należy do całej wsi. To tzw. urbarz, którego statut zatwierdził sam cesarz austriacki. Wyciąg powstaje w miejscu, gdzie przed laty wiatr powalił masę drzew. Praca wre od rana do wieczora, bo każdy buduje jak dla siebie.
W Czarnej Górze mają kłopot, bo domena internetowa Czarna Góra zarezerwowana jest dla ośrodka narciarskiego pod identyczną nazwą na ziemi kłodzkiej. Więc tu nazwali się nie Czarna Góra, lecz Koziniec, od nazwy góry. W spółce jest 97 osób, grunty zostały wykupione lub wniesione przez mieszkańców do spółki aportem. Z wyciągu będą najpiękniejsze widoki na Tatry – od Bielskich po Zachodnie. Górale widoki dorzucą gratis, za wszystko inne trzeba będzie zapłacić. Liczą, że inwestycja szybko się zwróci – a sama karczma to wydatek rzędu 3 mln zł. Nie boją się konkurencji sąsiedniej Słowacji. - Bo tam - jak mówi Marian Wacław, prezes spółki stacji narciarskiej Koziniec - nawet piwo się już pogorszyło i nie jest już taniej niż w Polsce. Ponadto Słowacy nie wyszli jeszcze z socjalizmu: potrafią zamknąć wyciąg już o godzinie 16.00, choć są chętni do szusowania. A u nas stoki są oświetlone i można jeździć nawet pod gwiazdami.
Geotermalny cud
Słowackim atutem są dziś termy - z nart można przeskoczyć do basenu z gorącą wodą. Ale niedługo nie będzie to dla nas atrakcja, bo polscy górale już zaczęli dobierać się też do tego, co natura dała pod ziemią. W Bukowinie Tatrzańskiej budowana jest terma – to określenie na basen z gorącą, podziemną wodą. Także ta inwestycja to wspólna inwestycja mieszkańców wsi. Koszt: 60 mln kredytu plus środki własne (około 80 proc. inwestycji). Inwestycją zajmuje się Bukowińskie Towarzystwo Geotermalne.
- W 1998 roku został zrobiony odwiert, który pokazał, że wody jest za mało, aby ogrzać całą wieś. A na termę jest jej akurat. Grunty wnieśli mieszkańcy aportem, scalono w sumie 5 ha - mówi Piotr Kuchta, prezes Bukowińskiego Towarzystwa Geotermalnego. - Ten, kto zna tutejsze realia własnościowe, wie, że to sztuka nad sztuki, bo grunty w tym rejonie są bardzo rozdrobione, a góral pilnuje swego jak źrenicy oka. To, że miedze zniknęły, można więc uznać za wielki góralski cud! - przyznają sami górale.
Większej determinacji wymagał slalom pomiędzy urzędniczymi biurkami – dokumenty, składające się na zezwolenie wodno-prawne, załatwiano 5 lat. Projekt termy (specjalnie wykonany dla tego przedsięwzięcia) wniósł aportem Polak z Wiednia, urządzenia dostarczą m.in. Niemcy i Austriacy, którzy w budowie term mają duże doświadczenie.
- poprzednia
- następna »»